Czy można oszukać swoją naturę? Czy natura to tak naprawdę natura czy kwestia przyzwyczajenia? Podobno organizm ludzki jest w stanie przyzwyczaić się do wielu niekomfortowych sytuacji. Podobno to kwestia podejścia, determinacji i systematycznej walki z nawykami. Czy warto próbować na siłę zmienić swoje upodobania? Czy można oszukać swój biologiczny rytm?
Sen- najlepszy i niezbędny sposób na regenerację. Najlepszy kosmetyk i źródło energii. Nie będę opisywać jakie korzyści niesie ze sobą odpowiedniej długości sen, bo wszyscy to wiemy. Oprócz tego ,że po odpowiedniej ilości snu mamy więcej energii, sen pomaga również m.in. w walce ze stresem, wspomaga układ odpornościowy organizmu i reguluje przemianę materii. Wiemy również co się dzieje z naszym organizmem w wyniku niedoboru snu. Ból głowy , złe samopoczucie, brak koncentracji, przybieranie na wadze i zmęczenie to jedne z wielu skutków niedospania. Zakłada się ,że przeciętnie człowiek powinien spać ok. siedmiu-ośmiu godzin. Wychodzi na to ,że zapewniając sobie odpowiednią ilość snu nasz organizm jest gotowy do podjęcia wysiłku fizycznego bez względu na porę jego wykonania. Niestety nie. Każdy z nas ma indywidualny sposób całodobowego funkcjonowania tzw. chronotyp. Dzielimy się na skowronki i sowy. Bycie jednym bądź drugim chronotypem nie jest kwestią przyzwyczajenia ani osobistego wyboru lecz cechą charakteryzującą danego człowieka przejawiającą się różnicami w budowie mózgu i jego funkcjonowaniu . Co za tym idzie, każdy z nas ma inne godziny największej efektywności .
Z natury jestem typem sowy. Lubię długo pospać i wszelkiego rodzaju czynności przed dziewiątą rano są dla mnie niekomfortowe. Lata całe chodziłam do pracy na godzinę 10.00 i było to dla mnie bardzo wygodne. O tej godzinie czułam się gotowa do podjęcia jakiegokolwiek działania. No, ale nie zawsze możliwe jest dopasowanie godzin pracy do preferencji naszego organizmu. Przez jakiś czas -blisko rok kilka razy w tygodniu musiałam wstawać do pracy na godzinę szóstą rano. O tej porze otwierano klub fitness, w którym pracowałam i moim obowiązkiem było zajęcie stanowiska pracy na siłowni. Mając świadomość ,że jestem juz w wieku kiedy brak snu bardzo źle wpływa na moje samopoczucie( kiedyś było inaczej) postanowiłam przeorganizować swoje przyzwyczajenia. Skończyłam z długim siedzeniem po nocach, grzecznie kładłam się spać o godzinie 22.00 , wyłączałam telefon aby przypadkiem nikt mi nie przerwał pierwszej fazy snu i byłam pewna ,że się przyzwyczaję. Przyzwyczaiłam się , owszem, ale tylko do tego,że chodzę wcześniej spać do tej pory :) Dźwięk budzika o piątej nad ranem był dla mnie przeżyciem wręcz traumatycznym. Pierwsze trzy godziny w pracy stanowiły walkę z opadającymi powiekami i ziewaniem. Moje ciało ciążyło mi niewyobrażalnie. W końcu zaczęłam przysypiać po kątach, a często potrafiłam usnąć siedząc na sprzęcie na siłowni i nie przeszkadzało mi ,że głośno gra muzyka, że sztangi co chwilę lądują z łoskotem na ziemi i ogólnie jest gwar. Potrafiłam "przyciąć komara" nawet stojąc. Byłam pewna ,że to przejściowe kłopoty z adaptacją do nowej sytuacji i,że się przyzwyczaję. Przyzwyczajałam się rok i niestety, ale się nie przyzwyczaiłam. Po roku dałam sobie spokój, bo doszłam do wniosku ,że dalsza walka ze sobą mija się z celem.
Jak wygląda u mnie sprawa treningu we wczesnych godzinach? Cóż, nieco lepiej ,bo prowadząc Indoor Cycling naprawdę nie ma opcji,żeby przysnąć,ale kosztuje mnie to dwa razy więcej wysiłku i towarzyszy temu specyficzny dyskomfort mięśniowy. Tak jakby całe ciało walczyło z tym co mu funduję. Po takim treningu czuję dwa razy większe zmęczenie, niż normalnie i oczywiście natychmiast pojawia się potrzeba regeneracyjnej drzemki. Zasypiam w 5 minut i po godzinie wstając jestem jak nowo narodzona.
Poranne zajęcia cieszą się sporą popularnością i mnóstwo ludzi lubi wykonać trening przed pracą. Czują się wtedy naładowani pozytywną energią i endorfinami Oczywiście dotyczy to w większości chronotypu skowronka:). Endorfiny o 8.00 rano? :) Nie bardzo w moim przypadku:) Bardzo zazdroszczę ludziom o naturze skowronka patrząc z jaką energią wykonują swoje treningi skoro świt, a ja nie mogę otworzyć oczu:)
Czy jest sens zmuszać się do trenowania wcześniej wbrew swojej naturze? Zależy jakie mamy cele treningowe. Jeżeli nasze treningi,nie mają na celu poprawy wyników, podniesienia wydolności tylko po prostu mają nam zapewnić dobre psychiczne samopoczucie,że ćwiczymy i żyjemy aktywnie to nie ma problemu. 45 minut na orbitreku w tempie konwersacyjnym czy pół godziny spokojnego truchtu w terenie nie wymaga od niedobudzonego organizmu jakiegoś wysiłku nadludzkiego i rzeczywiście może nam pomóc wrzucić drugi bieg. Natomiast jeżeli chcielibyśmy o tej porze wykonać ciężki trening interwałowy lub ćwiczyć mocne podbiegi to nie polecam. Trening ten nie będzie tak efektywny jak w przypadku zrobienia go w porze dla nas treningowo optymalnej. Oczywiście czasem nie ma wyjścia i mamy do wyboru albo rano, albo wcale, ale mówimy o możliwości wyboru. Nie ma sensu na siłę fundować sobie ciężkiego wysiłku w porze ,w której nasz organizm najlepiej się czuje śpiąc. Raz ,że jego efektywność będzie mniejsza, a dwa jest to stres dla organizmu. I nie ma sensu oglądać się na innych ,bo skoro pan X od lat trenuje o piątej rano to znaczy ,że można. Wszystko można, ale to co dla pana X jest efektywnym treningiem o tej porze i w czym pan X czuje się dobrze nie oznacza,że my będziemy czuć się tak samo. I odwrotnie. Kiedy my robimy trening o godzinie 20.00 po całym dniu pracy dla pana X jest to pora szykowania się spać i wszelkie próby działania będą skazane na niepowodzenie. Bądźmy sobą.
Kilka lat temu koleżanka poprosiła mnie o zastąpienie jej na rowerach o godzinie 7.00. Przyznam ,że byłam zdziwiona,że w ogóle ktoś ma ochotę pedałować o tej porze:) Chętni byli. A ja? Szczerze to ledwie przeżyłam. Godzina czasu wysiłku nadludzkiego, który kilka godzin później stanowiłby wysiłek przyjemny.Zmęczenie zmęczeniu nierówne. Uwielbiam się zmęczyć,ale przed godziną ósmą rano to jest dla mnie masochizm na własnym ciele. Walczyć z tym? Nie widzę potrzeby. Lubię wyzwania i jednym z nich była właśnie próba sił w tym temacie zakończona porażką. Z drugiej strony jesteśmy jacy jesteśmy i pewnych rzeczy nie powinniśmy zmieniać na siłę.Jak najbardziej rozumiem walkę z własnymi słabościami, kryzysem w trakcie zawodów, wychodzenie ze swojej strefy komfortu ,ale wtedy walczymy o nasze marzenia i cele. A z lepszym skutkiem o nie zawalczymy kiedy nasz organizm będzie w optymalnej formie. I nie oszukujmy się pora treningu ma znaczenie. Starajmy się więc trenować wtedy kiedy możemy wyciągnąć z tego najwięcej korzyści.
dobre :)
OdpowiedzUsuń