Przejdź do głównej zawartości

BĄDŹ "FIT" ALE Z GŁOWĄ:)


Cała ideologia bycia "fit" wydaje się z pozoru bardzo prosta i bezpieczna. Utożsamiamy ją z osobą prowadzącą aktywny styl życia, zdrowo się odżywiającą i wysportowaną. Sama jestem instruktorem fitness propagującym taki styl życia, kocham wysiłek fizyczny, jestem uzależniona od ruchu i nie wyobrażam sobie zmienić się w osobę zalegającą na kanapie po pracy z pilotem od telewizora w jednej ręce i paczką chipsów w drugiej, ale należy pamiętać ,że pomiędzy byciem fit , a niezdrową obsesją na tym punkcie leży cienka granica.
Osoba fit kojarzy nam się z uśmiechniętą, atrakcyjną osobą o wysportowanej sylwetce. Patrząc na zdjęcia takich osób na fejsbuku czy instagramie nie możemy oprzeć się przeświadczeniu że taka osoba jest osobą szczęśliwą i zadowoloną ze swojego wyglądu. Bez kompleksów. Oczywiście w dalszym ciągu istnieje jeszcze  hołd w stronę anorektycznie wychudzonych kobiet bez biustu, z płaskim tyłkiem i nogami jak patyczki. Zmienia się to owszem na korzyść sportowych i apetycznych sylwetek gdzie okrągła pupa jest atutem ,a nie wadą, ale spora część społeczeństwa, zwłaszcza damskiego mimo wszystko preferuje typ sylwetki"im mniej tym lepiej" i szczytem marzeń jest wypracowanie widocznej kratki na brzuchu co niestety ,ale nie jest proste i wymaga dużych poświęceń i pracy co najlepiej wiedzą kobiety uprawiające sporty sylwetkowe.
Szczupła sylwetka jest atutem pożądanym przez większość z nas. Każda chce wyglądać atrakcyjnie bez balastu zbędnych kilogramów lub niepotrzebnych fałdek na brzuchu. I wszystko jest ok do momentu kiedy nie zaczniemy przekraczać granicy gdzie zdrowy rozsądek przestaje mieć cokolwiek do powiedzenia.


Moja historia związana z moją sylwetką. Od dzieciństwa miałam delikatnie mówiąc skłonności do tycia. Jako dorosła osoba w zasadzie całe życie miałam kompleksy z powodu swojej figury. Ciągle  było mi za dużo własnego ciała. Oczywiście odchudzałam się co i rusz. Chudłam , potem stopniowo tyłam i tak w kółko. Sprawy nie ułatwiał fakt,że w dawnej pracy-nie sportowej- panował kult anorektycznej sylwetki. Było kilka przedstawicielek tego typu i uwierzcie,ale było to frustrujące i dla mnie i innych mimo,że byłam osobą SZCZUPŁĄ. Cierpiałam z powodu moich wystających pośladków, rzekomo"grubych" nóg, szerokich ramion i innych w moim mniemaniu mankamentów. Zadziwiał mnie natomiast fakt że mimo swojej "za grubej" sylwetki cieszyłam się większym powodzeniem  u płci przeciwnej niż większość anorektycznych koleżanek. Nie mogłam tego zrozumieć aż do momentu kiedy po latach wpadły mi w ręce stare zdjęcia. Wtedy zrozumiałam. Byłam osobą szczupła i zdrowo wyglądającą,a że czasami wyhodowałam sobie delikatnie wystający brzuch nie wpływało drastycznie na mój wizerunek.


Instruktorem fitness jestem od blisko 10 lat. Moja sylwetka zmieniała się stopniowo z racji wykonywanej pracy i oczywiście w innym środowisku czasem spotykałam się z komentarzami na temat ogromnych łydek, wielkich bicepsów i tym podobne. Przerobiłam okres półtora roku kiedy odżywiałam się tylko pudełkowo, wyeliminowałam ze swojego menu wszelkie cukry, węglowodany proste i drastycznie zmniejszyłam ilość kalorii. Schudłam bardzo , miałam 15 procent bf , zapadnięte policzki ,a moje myśli w zasadzie ciągle krążyły wokół jedzenia(zdjęcie obok). Co jakiś czas pozwalałam sobie na tzw. cheat day, który polegał na totalnym obżarstwie trwającym od rana do wieczora. Potrafiłam w przeciągu godziny zjeść sześć bułek, czekoladę, hot-doga, a po godzinie znowu to samo. Na noc łykałam leki odwadniające,żeby rano nie nastąpiła retencja wody podskórnej. Za wszelką cenę chciałam utrzymać chudą sylwetkę na zawsze mimo,że moja genetyka jest inna, a sylwetka jaką posiadam jest masywna i atletyczna. Mam grubą kość i dużo masy mięśniowej i nigdy nie będę filigranową, drobną osobą. Zresztą jak wyglądam wiecie ,bo większość z Was widzi mnie na co dzień. Muszę uważać na to co jem, mam lepsze i gorsze okresy. Przez jakiś czas ważę mniej, potem więcej,ale staram się tego pilnować oczywiście NIE OBSESYJNIE.  Jak mam ochotę zjeść precla to zjem i nie odmawiam kiedy ktoś częstuje mnie czekoladą.  Permanentny stres związany z odmawianiem sobie wszelkich przyjemności związanych z jedzeniem nie wyzwała w nas uczucia szczęścia, a jedynie frustrację. Zaczynamy w końcu izolować się , unikać spotkań towarzyskich,aby nie patrzeć na znajomych wsuwających pizzę podczas gdy my znowu będziemy pałaszować kurczaka z warzywami z plastikowego pojemnika popijając go wodą niegazowana podczas gdy inni z przyjemnością piją piwo z sokiem. Zdrowy rozsądek i UMIAR to podstawa w naszej walce o bycie fit. Co innego kiedy rzeczywiście masz do zrzucenia sporą ilość kilogramów, masz rozpisana dietę przez specjalistę i musisz stosować się do niej aby były efekty, ale to odrębny temat. Artykuł ten dedykuję  osobom preferującym zdrowy styl życia,  A zdrowe życie to nie tylko ładna figura,ale również dobre samopoczucie psychiczne! I zdrowsze jest to że zjem nawet raz dziennie kanapkę z białego pieczywa niż po miesiącu odmawiania sobie wszystkiego co lubię rzucam się na regały z pieczywem i ze słodyczami w hipermarkecie. Poza tym jeszcze jedna ważna rzecz. Takie zachowania prowadzą do psychicznych chorób jakimi są zaburzenia odżywiania. Anoreksja, bulimia to jedne z nich. Znam przypadek dziewczyny ,której waga w przeciągu roku zmieniała się o dwadzieścia kilogramów w jedną i drugą stronę. Okresy ścisłej diety przeplatane z okresami obżarstwa. A co za tym poszło? Problemy hormonalne, problemy z prawidłowym metabolizmem, depresja i choroby układu trawiennego. Nie ma to nic wspólnego ze zdrowym trybem życia Jedzenie nie oszukujmy się ale stanowi istotny element naszego życia, nie da się całe życie wmawiać sobie,że uwielbiam brokuły skoro za nimi nie przepadam i bardziej smakują mi wafle ryżowe niż zwykła kajzerka. Oczywiście rzadko jem kajzerki a wafle ryżowe stanowią niezbędny produkt w mojej kuchni tym niemniej jak mam wielką ochotę na tą kajzerkę to ją zjem. Chodzi o to ,żeby nasz jadłospis w większości składał się z wartościowych produktów, ale jednocześnie żebyśmy mogli sobie pozwolić na  małe odstępstwa . Sześciopaka na brzuchu nie posiadam i nie cierpię z tego powodu. Zresztą uważam ,że bycie fit to nie tylko pojemniki z jedzeniem i niski poziom bf. To miłość do aktywnego stylu życia, pasja do sportu, przyrody i pasja do życia. I jak słyszę ,że jak ktoś ma cellulit i nie ma kraty to nie jest fit to serio nóż mi się w kieszeni otwiera.  Inna rzecz,że każdy z nas reprezentuje inny typ budowy. Dzielimy się na trzy somatotypy: 1. ektomorfik czyli osoba o drobnej budowie i małym obwodzie kości,której smukła sylwetka wynika z przyspieszonego metabolizmu , 2. endomorfik -charakteryzuje sie masywna budową ciała, grubym kośćcem i tendencjami do tycia 3. mezomorfik to z kolei osoba o szerokich barkach, wąskiej talii, niskim poziomie tkanki tłuszczowej i ładnie zarysowanych mięśniach. Istnieją również typy mieszane czyli połączenie ektomorfika z mezomorfikiem lub endomorfika z mezomorfikiem. Jedynie nie istnieje połączenie typu ektomorfika z endomorfikiem gdyż wzajemnie się wykluczają. Wrodzony somatotyp ma więc duży wpływ na to jak wyglądamy i wiadomo ,że osoba o somatotypie endomorfika ma dużo większe wyzwanie aby wypracować sobie atrakcyjną  sylwetkę niż ektomorfik, który często je co chce i jest szczupły. Weźmy to też pod uwagę zanim zaczniemy krytykować innych. Niestety somatotypu sylwetki  nikt sobie nie wybiera i złośliwe komentarze chudego ektomorfika , który nigdy nie musiał wkładać żadnego wysiłku w swój wygląd pod adresem wysportowanej osoby, ale z tendencją do odkładania się tkanki tłuszczowej świadczą tylko o braku wiedzy i  kultury danej osoby. Przerobiłam na własnej skórze. Zresztą nieprzyjemne uwagi dotyczące cudzego wyglądu zawsze uważałam i uważam za szczyt chamstwa i świadczą one dla mnie o ukrytych kompleksach, no bo skoro taką osobę uszczęśliwia "pojazd" na wyglądzie kogoś innego to znaczy,ze musi mieć chyba swoje życie niezbyt bogate w pozytywne doświadczenia. Najlepiej omijać takich z daleka i po kłopocie;)


Reasumując. Bycie fit jak już wspomniałam to nie tylko wygląd ciała. To styl życia. Umiejętność spędzania czasu w sposób aktywny i ciekawy. Podejmowanie wyzwań sportowych. Pasja i czerpanie radości z niej. Przyjemność jaką daje nam trenowanie. I naprawdę często bardzo dobrze wytrenowane osoby nie posiadają kraty na brzuchu i maja tendencję do tycia. Nie jesteśmy zawodowcami , cieszmy się sportem , aktywnością, dbajmy o właściwy sposób odżywiania ze względu na nasze zdrowie i dobre samopoczucie ,ale nie obsesyjnie, bo coś co przynosi nam radość może stać się frustracją i nas unieszczęśliwi. Bycie fit to bycie  osobą pozytywną, pogodną i zarażającą swoją energią innych oraz zachęcającą ich do podjęcia aktywnego stylu życia.:) I o to w tym chodzi. Często uczestniczyłam w zawodach biegowych i jakoś nie zauważyłam co by każdy biegacz mógł się poszczycić szczupła sylwetką. Nie jesteśmy zawodowcami, sport ma być dla nas przyjemnością, pasją i radością. Ja również nauczyłam się już puszczać mimo uszu komentarze że, gdybym dziesięć (!) kilo schudła to bym szybciej biegała. Na litość boską. Biegam ,bo to kocham, sprawia mi to radość i szczerze czuje się dobrze w swojej skórze. Nie planuje startu w zawodach fitness-bikini :) Nie dajmy się zwariować i bądźmy sobą. Dbajmy o siebie, o swój wygląd, ale nie starajmy się za wszelką cenę upodobnić się do dziewczyny z kratą na brzuchu na zdjęciu udostępnionym przez kogoś na fejsie , bo nie każdy z nas ma do tego predyspozycje i siłę wewnętrzną aby poddać  się wielomiesięcznej restrykcyjnej diecie. Każdy ma swój cel i każdy cel jest piękny pod warunkiem ,że jest NASZ. :)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NIEUDANY JUBILEUSZ- RELACJA Z 44 MARATONU WARSZAWSKIEGO

44 Maraton Warszawski był moim piętnastym w życiu maratonem i o ile do ostatnich dwóch moje przygotowania były średnie na jeża to tym razem podeszłam do tematu poważnie i zadaniowo jak niegdyś. Odzyskałam radość i pasję z treningów, wstawałam o 5.00 rano aby z moją przyjaciółką pobiegać,bardzo rzadko odpuszczałam, pilnowałam diety i byłam przekonana, że 25.09 odmelduję się na mecie z nowym rekordem życiowym. Niestety trzy tygodnie przed startem rozłożyła mnie jakaś infekcja. Na początku myślałam,że to zwykłe przeziębienie i za trzy dni będzie po temacie. Tymczasem dziadostwo trzymało ponad dwa tygodnie. Musiałam zluzować z treningami,ale wciąż miałam nadzieję,że wykuwana tygodniami forma odda na zawodach. Pisząc to już trochę ochłonęłam ale uwierzcie,że w niedzielę byłam bardzo rozczarowana i rozżalona. A teraz przejdźmy do relacji. Będę się streszczać. Do Warszawy pojechałyśmy z Agnieszką w sobotę. Aga zarezerwowała prześliczny apartament na starówce 500 metrów od startu. Odeb

PO RAZ TRZYNASTY! RELACJA Z 43 MARATONU WARSZAWSKIEGO

  Dokładnie dwa lata przyszło mi czekać na kolejny, trzynasty w moim życiu maraton. Dystans, do którego mam wyjątkowa słabość i który uwielbiam!  Przyznam szczerze, że w którymś momencie straciłam wiarę, że kiedykolwiek jeszcze będzie mi dane przebiec królewski dystans w normalnej formule, z kibicami, bez covidowych ograniczeń i w normalnym świecie toteż byłam przeszczęśliwa kiedy wrócił normalny świat i udało mi się zdobyć pakiet na 43 Maraton Warszawski. Pozostało tylko solidnie przepracować okres letni aby powalczyć o nowy rekord życiowy. No i właśnie...Tu pojawił się problem... W ekspresowym skrócie napiszę jak wyglądały moje przygotowania do tego tak bardzo wyczekiwanego przeze mnie startu. W zasadzie  wszystko zaczęło się komplikować już pod koniec stycznia kiedy na treningu interwałowym nabawiłam się kontuzji mięśnia dwugłowego i musiałam zrobić przymusową przerwę. Nie była co ona prawda zbyt długa, gdyż trwała zaledwie osiem dni, ale po powrocie przez dłuższy czas nie było mowy

PODSUMOWANIE ROKU 2019

Rok 2019 już przeszedł do historii. Rok bez wątpienia barwny i ciekawy nie tylko biegowo. Co doceniam w nim najbardziej? Tu się może  zdziwicie , ale wcale nie są to życiówki  tylko fakt ,że cały rok mogłam cieszyć się nienagannym zdrowiem ,a umówmy się ,że to  właśnie ono jest najważniejsze dla każdego, a dla osoby aktywnej fizycznie to już w szczególności. Po feralnym 2018 roku ,w którym zaliczyłam kontuzję pachwiny, problemy z kręgosłupem szyjnym, przetrenowanie i drastyczny spadek formy w ciągu zalewie dwóch miesięcy rok 2019 wynagrodził zdrowiem, energią i radością z biegania. Styczeń i luty to w zasadzie tylko treningi. Nie ukrywam ,że z tyłu głowy miałam gdzieś lęk czy przypadkiem znowu na wiosnę nie przyplącze się do mnie jakiś zdrowotny kłopot ,ale w miarę upływu czasu , krok po kroku udało mi się przestać schizować i przesadnie analizować swój układ ruchu. Biegałam dużo, było coraz lepiej, ale miałam świadomość ,że do powrotu do życiowej formy jeszcze droga daleka. N