Przejdź do głównej zawartości

JASNA I CIEMNA STRONA MOJEJ PRZYGODY Z BIEGANIEM CZ 3.OSTATNIA

Po powrocie z kontuzji o której pisałam w poprzedniej  części  postanowiłam nieco zweryfikować mój plan zajęć i treningów. Chcąc uniknąć kolejnych kontuzji  zdecydowałam się odpuścić  pewne zajęcia na koszt dnia wolnego w celu regeneracji. Zaczęłam się rozciągać jak należy i rolować zgodnie z zaleceniami mojego fizjoterapeuty. Znalazł się czas na relaks w saunie i myślałam ,że będzie jak dawniej. Maszyna ruszyła.
Wróciłam do treningów, prowadziłam zajęcia. Niestety nie było jak dawniej. Pojawiły się
wędrujące bóle w okolicy biodrowo-lędźwiowej niewiadomego pochodzenia, ale z początku niezbyt inwazyjne i starałam się na nie nie zwracać uwagi. Bieganie nie szło mi najlepiej. Inaczej stawiałam kroki, utykałam, o kondycji nie wspomnę. Ilość treningów się nie zmieniła. Po kryjomu odpuszczałam niektóre z nich, ale nie czułam się z tym komfortowo. Większość z nich robiłam sama i często nie wychodziło tak jak trzeba. Nie mam zegarka ,biegałam z endomondo i przy interwałach tempo było za szybkie, bo trudno mi to było skontrolować samej.  Moja forma była do niczego. City Trail na zaliczenie przebiegłam w męczarniach z wynikiem takim,że nawet nie będę się chwalić, bo nie ma czym. Zaczęłam myśleć o sobie że jestem beznadziejna i już się do niczego  nie nadaję. Samotne treningi nie sprawiały radości, grupa się porozchodziła, moja motywacja spadała ,ale za to ból wzrastał. Już nie udawało się na niego nie zwracać uwagi ale wciąż myślałam ,że to przejściowe po kontuzji i tak musi być. Przed treningiem łykałam leki przeciwbólowe, przed zajęciami na stepie też. Jedynie rowery nie bolały.  To wszystko zaczęło być udręką. Moja pasja zamieniła się w jakiś przykry obowiązek. Przestałam czerpać radość z biegania i coraz częściej zastanawiałam się czy aby na pewno spełniam w ten sposób swoje marzenia . To co jeszcze niedawno kochałam stało się dopustem bożym.  Wspominałam z żalem czasy kiedy pędziłam na wspólne treningi  jak na skrzydłach, ale myślałam że to przejściowy kryzys. Zaciskałam zęby i biegałam dalej licząc ,że pasja i forma wróci, a ból odpuści. Nie odpuścił. Po trzech tygodniach stał się nie do zniesienia. Zaczęłam mieć problem z chodzeniem. O bieganiu nie było mowy. Wchodzenie i schodzenie po schodach  stanowiło nie lada wyzwanie.
2 tygodnie trwało szukanie przyczyny bólu, który krążył i bolało raz to ,a raz co innego, a momentami wszystko naraz. Usg. Rezonans. Zabiegi. Podejrzenia tak koszmarnych schorzeń,że daruję szczegóły. A ból nie odpuszczał. Mój świat rozlatywał się na kawałki. W końcu dostałam się do świetnego lekarza sportowego i on znalazł przyczynę. Początki przepukliny pachwinowej. To dawało tak koszmarne promieniujące bóle .Dostałam leki i skierowanie na rehabilitację.
Minął miesiąc. Zajęcia prowadzę w zasadzie normalnie, a biegać się uczę. Koślawo stawiam kroki, jeszcze długa droga przede mną. Strach przed bólem dosłownie mnie paraliżuje,ale walczę dzielnie. Cieszę się że mogę 2 razy w tygodniu potruchtać rozgrzewkę z moimi przyjaciółmi. Nasza grupa się reaktywowała i Ci ludzie są dla mnie ogromnym wsparciem. Bogusz, Kasia, Beata, Piotr, Sylwia i reszta. Przepraszam,że wszystkich nie wymieniam.  Prowadzenie zajęć sprawia mi ogromną frajdę, a zwłaszcza step na którym cieszy mnie każdy krok lub obrót ,który jeszcze miesiąc temu był awykonalny. Na rowerach szaleję jak dawniej. Potrafię już dwie godziny pod rząd przejechać i zejść z roweru w strugach potu ,ale uszczęśliwiona. Oczywiście dalej się rehabilituję, mam świetnego fizjoterapeutę i grzecznie stosuję się do jego zaleceń.
 Ta druga kontuzja dała mi  odpowiedź na pytanie  czy dalej chcę biegać. TAK! CHCĘ! Ale tak jak dawniej. W grupie i dla fanu. Chcę wrócić do treningów,ale maksymalnie 3,4 razy w tygodniu.  Chcę biegać z ludźmi, chcę cieszyć się startami jak kiedyś. Oczywiście chciałabym poprawić wyniki,jak większość biegaczy, ale nie kosztem swojego zdrowia. Poza tym zbyt wygórowane cele omal nie zabiły we mnie tej pasji. Nie dla mnie "samotność maratończyka" i ostry reżim treningowy. Nie przy mojej pracy. Szanuję  i podziwiam ludzi, którzy trenują  głównie w samotności i ciężko pracują miesiącami  pod konkretny start i obłędny wynik,ale ja się do tego nie nadaję.  Mnie cieszyło w bieganiu co innego i tego powinnam się trzymać. Mój  trener miał dobre chęci, ja nie byłam zawsze  "łatwym" zawodnikiem , bo się po prostu nie odnajdywałam w nowej sytuacji. Wyzwanie ,które sobie postawiłam przerosło mnie i fizycznie i psychicznie ,a inna rzecz ,że inaczej to sobie wyobrażałam.
Nauka biegania trwa, lekcja pokory i cierpliwości też. Nie zawsze jest łatwo.  Progres idzie powoli. Są lepsze i gorsze dni. Wierzę ,że wrócę. Za jakiś czas. Trzymajcie za mnie kciuki tak jak ja za Was będę trzymała na wszystkich startach, które niestety muszę odpuścić i jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale nie mam wyjścia ,muszę poczekać. Póki co sprawia mi niesamowitą frajdę ,że mogę dwa razy w tygodniu potruchtać z przyjaciółmi po parku.Tyle na razie. Wierzę,że wrócę i że jeszcze nie raz wpadnę na metę zmęczona ale szczęśliwa.  Do zobaczenia!!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PODSUMOWANIE ROKU 2019

Rok 2019 już przeszedł do historii. Rok bez wątpienia barwny i ciekawy nie tylko biegowo. Co doceniam w nim najbardziej? Tu się może  zdziwicie , ale wcale nie są to życiówki  tylko fakt ,że cały rok mogłam cieszyć się nienagannym zdrowiem ,a umówmy się ,że to  właśnie ono jest najważniejsze dla każdego, a dla osoby aktywnej fizycznie to już w szczególności. Po feralnym 2018 roku ,w którym zaliczyłam kontuzję pachwiny, problemy z kręgosłupem szyjnym, przetrenowanie i drastyczny spadek formy w ciągu zalewie dwóch miesięcy rok 2019 wynagrodził zdrowiem, energią i radością z biegania. Styczeń i luty to w zasadzie tylko treningi. Nie ukrywam ,że z tyłu głowy miałam gdzieś lęk czy przypadkiem znowu na wiosnę nie przyplącze się do mnie jakiś zdrowotny kłopot ,ale w miarę upływu czasu , krok po kroku udało mi się przestać schizować i przesadnie analizować swój układ ruchu. Biegałam dużo, było coraz lepiej, ale miałam świadomość ,że do powrotu do życiowej formy jeszcze d...

ŻYCIE I PASJA W CZASACH PANDEMII

Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek dożyję czegoś takiego. Pandemia podobnie jak wojna  zawsze były dla mnie zjawiskami  totalnie abstrakcyjnymi ,co najwyżej  dobrym tematem na książkę lub scenariusz filmowy.   Sytuacja w jakiej   znaleźliśmy się w marcu tego roku dla znakomitej większości z nas jest  bardzo trudna. Obecnie powoli wracamy do rzeczywistości, ale do stuprocentowej normalności jeszcze droga daleka. Nie będę ukrywać, że to co przytrafiło się nam wszystkim w pewnym momencie totalnie mnie przerosło. Na początku była to jedynie wściekłość i   irytacja spowodowana odwołanymi zawodami. Nie miałam jeszcze  wtedy świadomości ,że brak możliwości sprawdzenia miesiącami wykuwanej formy to za chwilę będzie najmniejszy problem. Byłam przekonana .że w ciągu miesiąca wszystko wróci do normy, ale chyba zwyczajnie nie dopuszczałam do świadomości faktu ,że koronawirus zamierza zagościć u nas na dłużej. Trochę za...

OKRESOWY SPADEK MOTYWACJI- ZJAWISKO PRZEJŚCIOWE

Z pasją bywa podobnie jak z innymi aspektami naszego życia i samym życiem. To jest jak sinusoida. Wzloty i upadki. Uczucie euforii przeplatane ze stanami depresyjnymi. Nie ma ludzi  u których występuje linia prosta, nie ma ludzi , którzy tej sinusoidy nie doświadczają, nie ma ludzi szczęśliwych każdego dnia. Dążymy do spokoju i stabilizacji, walczymy o szczęście,ale nie mamy do końca na to wpływu choć bardzo byśmy tego chcieli. Do czego zmierzam. Co zrobić kiedy następuje regres pasji? Spada motywacja i brak chęci po prostu staje się problemem i to nie dzień lub dwa ,ale znacznie dłużej? I nie pomagają motywacyjne teksty i plany ,a nawet wizualizacja naszych marzeń . Zaczynamy się zastanawia czy przypadkiem nie nastąpiło wypalenie tematu. Po Maratonie Poznańskim kiedy osiągnęłam cel roku i który był najcudowniejszym moim startem sezonu siłą rozpędu i prawem superkompensacji poprawiłam jeszcze rekord życiowy na 10 km. Tym samym zamknęłam tabelkę odhaczając życiówki na wszyst...