Półmaraton w Aleksandrowie zaplanowałam już dawno i nie ukrywam,że mocno zależało mi na dobrym wyniku gdyż trasa posiada atest PZLA i jest to wynik ,który ma tzw. moc prawną. Tak się składa ,że dobre wyniki z półmaratonu mam z ciężkich,ale terenowych biegów, a na tych z atestem do tej pory jakoś nie udało mi się popisać dobrym wynikiem.
Trasę z Półmaratonu Aleksandrowskiego w zasadzie powinnam pamiętać sprzed roku, ale oprócz tego ,że liczy ona 2 pętle nic za bardzo sobie nie mogłam przypomnieć.Natomiast bardziej utkwił mi w pamięci 38 stopniowy żar lejący się z nieba i zraszacze powystawiane przez życzliwych kibiców na trasie, które były chwilowym wybawieniem. No i drugie miejsce w open kobiet z wynikiem nie powalającym na kolana;)
W tym roku pogoda była łaskawa. 19 stopni i bez słońca. Idealniejszej nie można było sobie wymarzyć. Atmosfera przed biegiem fantastyczna. Nerwy przedstartowe również jak zawsze te same:)
Godzina 15:00. Start!
Trasa trudna. Dużo podbiegów i to takich mocno wrednych,a mianowicie długich i upierdliwych co to końca ich nie widać. Kibiców niewielu na trasie. Szkoda, bo to bardzo pomaga. Biegnie mi się w miarę dobrze aczkolwiek to nie jest dzień kiedy czuję to biegowe" flow",że same nogi płyną. Tempo owszem pod kontrolą ok. 4:45, oddech w miarę spokojny,ale czegoś mi w tym moim biegu brakuje i nie wiem czego. Dycha mija w zasadzie bezproblemowo. 11 km- pojawia się delikatny kryzys i czuję zmęczenie, ale staram się trzymać tempo,które czasem trochę siada na podbiegach. Między 12 a 15 km czuję jakbym wskoczyła na dobre obroty. Pojawiło się idealne zgranie tempa z oddechem . To tak jakby krok, tempo i oddech stanowiły jedną całość i idealnie się uzupełniały. To lubię. Szkoda,że trwało to zaledwie 3 km.
15 km -zaczynam być zmęczona,ale skoro tyle już to tempo trzymam to jeszcze powalczę. Jak nie dam rady to zejdę na 5;00 i już. 19 km- jest mi bardzo ciężko ,ale trochę mi szkoda zwolnić więc przebieram nogami jak tylko mogę. Po drodze kilkakrotnie słyszę,że jestem trzecia. Prowadzących dziewczyn nie widzę . Muszą być mocno w przodzie. Nie myślę o tym,ale co jakiś czas odwracam się za siebie kontrolnie czy mi jakaś rywalka nie wyrośnie za plecami. Nie ma obawy. Terytorium czyste. 2 km przed metą zaczyna się niekończący się podbieg. Mam dość. Zaczynam zwalniać, a w zasadzie to powoli moje nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa.Tempo spada na 5:00. Nieważne . I tak będzie życiówka. Te pół minuty w tą czy w tą jest mi już w tym momencie obojętne. Ten podbieg jest straszny!!! Nogi mi mdleją, zaczyna się walka o życie;) "Nie zwalniaj! Dajesz! Końcówka"-mocno mnie motywuje biegacz obok mnie . Nie mam siły nawet nic odpowiedzieć.Przyśpieszam odruchowo i tylko ja wiem ile mnie to kosztuje. Ostatni kilometr schodzę poniżej 4:40. Podbieg się nie kończy, chce mi się płakać,że na samej końcówce trasa jest taka wredna i nie pozwala mi iść na całość.Do tego oddech zaczyna szaleć. 500 metrów. Jest mi niedobrze. 200-widzę metę i coraz bardziej mi niedobrze. Powinnam przyśpieszyć, ale nie mogę. Wreszcie upragniona meta! Jestem trzecia!!! Czas 1:40:03 . Dłuższą chwilę nie mogę złapać tchu,ale w końcu pojawia się ta po metowa euforia i radość. Jest super! No ok. Te 4 sekundy mogłam być lepsza,ale i tak jestem bardzo zadowolona! Forma wraca! Czas bardzo dobry ,no i 3 miejsce w open kobiet i 1 w kategorii wiekowej też cieszy jak nie wiem co. Radość potrójna!!! To mój najlepszy start po powrocie! Rok temu miałam czas gorszy o blisko 6 minut .
Podsumowując: bieg organizacyjnie bardzo udany, arbuzy na mecie po prostu rozpływały się w ustach, atmosfera fantastyczna, komfort biegu średni, trasa wredna a,zadowolenie i satysfakcja: OGROMNE:))) Oficjalny rekord życiowy plus 2 puchary: open i kategoria wiekowa:))) Jest co świętować!
Widzimy się za rok!!!
Komentarze
Prześlij komentarz