Przejdź do głównej zawartości

FASCYNACJA I LĘK - CZY KIEDYŚ ODWAŻĘ SIĘ NA ULTRA?


Przyznaję,że do niedawna uważałam,że maraton jest dla mnie  oporowym dystansem i jakikolwiek bieg z kilometrażem powyżej 42,195 nie wchodzi w rachubę. Z drugiej strony najbardziej lubię czytać relacje właśnie z ultra. Są bez porównania ciekawsze i bardziej fascynujące niż np. relacja z biegu na dychę czy połówki po mieście.   Walka tych ludzi z ogromnym  dystansem  , jego trudnościami( często po górach) i  samymi sobą budzi we mnie ogromny podziw, jestem nimi zafascynowana,ale z drugiej strony długo zastanawiałam się  po co do tego stopnia i tak długo narażać swój organizm na takie katusze? Owszem rozumiem ból po 30 km maratonu,ale boli  zaledwie jedna czwarta dystansu. Do 30 km na ogól czerpię przyjemność z biegu, więc ostatnie 12 można się przemęczyć. A na takiej powiedzmy setce??? Walczyć z bólem kilometrów dajmy na to 50, trochę nie mieści mi się w głowie. Z drugiej strony Ci ludzie mają w sobie coś niesamowitego.  Siłę i nietuzinkowość. Coś czego po cichu im  zazdroszczę , bo póki co brakuje mi odwagi. Jeszcze nie nadszedł mój czas, ale...już nie wykluczam ,że nadejdzie!:)

Skąd mi w ogóle zakiełkował w głowie taki pomysł?


Otóż w ubiegły weekend w Kamieńsku miała miejsce znana lokalna impreza Ultra Kamieńsk. Jest to pierwszy górski  bieg ultra rozgrywany w centralnej Polsce. Bieg rozgrywany jest na dwóch dystansach:25 km i 50 km. Na ten bieg wybierało się kilkoro moich znajomych. Przyznam ,że miałam nawet przebłysk aby zapisać się na 25 km, ale rozsądek  wygrał. Zaczęłam analizować sytuację. Po pierwsze : stan zdrowia .Owszem odpukać jest wszystko ok,ale świadomość potwornych problemów zimą już nie daje mi stuprocentowej pewności  czy po takim biegu będzie wszystko w porządku.. Druga sprawa: moje parcie na szkło na zawodach- nieumiejętność biegania ich na luzie lub treningowo.  Trzecia: do maratonu miesiąc, za tydzień połówka więc nie jest to dobry pomysł ze względu na inne plany.  A poza tym  po dłuższym namyśle doszłam do wniosku,że tak naprawdę to wolałabym jeżeli już to zadebiutować tam na dystansie 50 km co na chwilę obecną nie wchodzi w rachubę.  Jak ultra to ultra;)  Trzeźwa analiza i zamiast  Kamieńska zrobiłam porządny trening w terenie, choć przyznam,że zazdrościłam tego dnia  uczestnikom zawodów tych wrażeń i tego ,że w ogóle tam są . Po prostu chciałabym zobaczyć jak to jest? Chciałabym poczuć te emocje, tą walkę. I właśnie 50 km wydaje mi się ,że byłoby dobrym debiutem.  No cóż. Nie wszystko od razu. Kamieńsk poczeka do następnego roku, a ja na razie zajmę się tym co od dawna mam w planach. Ultra jest na razie cichym marzeniem, którego realizację odłożyłam na później. Po za tym lubię w bieganiu dozować sobie pewne rzeczy stopniowo. Tak jak z wynikami. Cieszy mnie każde urwane kilkanaście sekund w życiówce na krótkich dystansach. Cieszy każda minuta na połówce(zwłaszcza ,że póki co po powrocie z kontuzji dążę do osiągnięcia wyników sprzed niej więc cała zabawa z wynikami kręci się od nowa:).  Cieszy mnie dobry czas na trudnej , wymagającej trasie crossowej. Taki np. Półmaraton Szakala. Bieg o b. wysokim stopniu trudności, toteż dobry czas z niego  jest dla mnie powodem do ogromnej satysfakcji :) Wracając do tematu:  ultra-ziarenko  padło na kawałek żyznej gleby;)


Co najbardziej przeraża mnie w ultra? Będę szczera. Rozmiar bólu i czas jego trwania. Boję się,że nie dam rady. Boję się  swojej słabości i tego,że się do tego nie nadaję. Strach przed porażką, strach ,że się poddam i zejdę z trasy. A z drugiej strony mogę sobie tylko próbować  wyobrazić co czuje ultras za linią mety i chciałabym to kiedyś poczuć. Myślę,że do takich imprez trzeba dojrzeć a ja chyba , a raczej na pewno psychicznie jeszcze nie jestem na to gotowa . O treningowym przygotowaniu nie wspominając.

Czy uda mi się kiedyś powalczyć na trasie jakiegoś górskiego ultra? Czy będzie mi dane przeżyć choć namiastkę tego co opisują ultrasi? Czy w ogóle stan zdrowia mi pozwoli? Nie wiem, ale pewna furtka we mnie została uchylona na ten temat. Poczekamy. Zobaczymy. Na razie trzymajcie kciuki za wszystkie inne głównie "asfaltowe" plany w tym roku.:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NIEUDANY JUBILEUSZ- RELACJA Z 44 MARATONU WARSZAWSKIEGO

44 Maraton Warszawski był moim piętnastym w życiu maratonem i o ile do ostatnich dwóch moje przygotowania były średnie na jeża to tym razem podeszłam do tematu poważnie i zadaniowo jak niegdyś. Odzyskałam radość i pasję z treningów, wstawałam o 5.00 rano aby z moją przyjaciółką pobiegać,bardzo rzadko odpuszczałam, pilnowałam diety i byłam przekonana, że 25.09 odmelduję się na mecie z nowym rekordem życiowym. Niestety trzy tygodnie przed startem rozłożyła mnie jakaś infekcja. Na początku myślałam,że to zwykłe przeziębienie i za trzy dni będzie po temacie. Tymczasem dziadostwo trzymało ponad dwa tygodnie. Musiałam zluzować z treningami,ale wciąż miałam nadzieję,że wykuwana tygodniami forma odda na zawodach. Pisząc to już trochę ochłonęłam ale uwierzcie,że w niedzielę byłam bardzo rozczarowana i rozżalona. A teraz przejdźmy do relacji. Będę się streszczać. Do Warszawy pojechałyśmy z Agnieszką w sobotę. Aga zarezerwowała prześliczny apartament na starówce 500 metrów od startu. Odeb

PO RAZ TRZYNASTY! RELACJA Z 43 MARATONU WARSZAWSKIEGO

  Dokładnie dwa lata przyszło mi czekać na kolejny, trzynasty w moim życiu maraton. Dystans, do którego mam wyjątkowa słabość i który uwielbiam!  Przyznam szczerze, że w którymś momencie straciłam wiarę, że kiedykolwiek jeszcze będzie mi dane przebiec królewski dystans w normalnej formule, z kibicami, bez covidowych ograniczeń i w normalnym świecie toteż byłam przeszczęśliwa kiedy wrócił normalny świat i udało mi się zdobyć pakiet na 43 Maraton Warszawski. Pozostało tylko solidnie przepracować okres letni aby powalczyć o nowy rekord życiowy. No i właśnie...Tu pojawił się problem... W ekspresowym skrócie napiszę jak wyglądały moje przygotowania do tego tak bardzo wyczekiwanego przeze mnie startu. W zasadzie  wszystko zaczęło się komplikować już pod koniec stycznia kiedy na treningu interwałowym nabawiłam się kontuzji mięśnia dwugłowego i musiałam zrobić przymusową przerwę. Nie była co ona prawda zbyt długa, gdyż trwała zaledwie osiem dni, ale po powrocie przez dłuższy czas nie było mowy

PODSUMOWANIE ROKU 2019

Rok 2019 już przeszedł do historii. Rok bez wątpienia barwny i ciekawy nie tylko biegowo. Co doceniam w nim najbardziej? Tu się może  zdziwicie , ale wcale nie są to życiówki  tylko fakt ,że cały rok mogłam cieszyć się nienagannym zdrowiem ,a umówmy się ,że to  właśnie ono jest najważniejsze dla każdego, a dla osoby aktywnej fizycznie to już w szczególności. Po feralnym 2018 roku ,w którym zaliczyłam kontuzję pachwiny, problemy z kręgosłupem szyjnym, przetrenowanie i drastyczny spadek formy w ciągu zalewie dwóch miesięcy rok 2019 wynagrodził zdrowiem, energią i radością z biegania. Styczeń i luty to w zasadzie tylko treningi. Nie ukrywam ,że z tyłu głowy miałam gdzieś lęk czy przypadkiem znowu na wiosnę nie przyplącze się do mnie jakiś zdrowotny kłopot ,ale w miarę upływu czasu , krok po kroku udało mi się przestać schizować i przesadnie analizować swój układ ruchu. Biegałam dużo, było coraz lepiej, ale miałam świadomość ,że do powrotu do życiowej formy jeszcze droga daleka. N