Przejdź do głównej zawartości

BÓL MOTYWUJĄCY I BÓL NIEBEZPIECZNY


Wpis ten dedykuję przede wszystkim początkującym amatorom sportowym.

Pokonać ból
Pokochać ból.
 Nie ma efektu bez bólu.
 Musi boleć.
Jak się budzisz rano i nic nie boli to znaczy że nie żyjesz.

 Znacie? Jedne z wielu haseł motywacyjnych. Wszystko fajnie. Sport, wyniki, efekty są z bólem nierozerwalnie związane. Taka jest prawda. Problem polega tylko  na wytyczeniu jego granic i na nie przegapieniu sytuacji kiedy nasze ciało po prostu krzyczy: dość! Daj mi chwilę zwolnić!

Jestem instruktorem fitness od 10 lat. Czy poznałam ból? Oczywiście. Pierwsze próby aktywności po wieloletniej przerwie zaowocowały bólem w postaci  potreningowych bólów mięśniowych zwanych potocznie zakwasami.które potrafią utrzymywać się do 72 h czasem nawet do tygodnia. Nie mogłam chodzić , unieść rąk w górę, miałam problem ,żeby się ubrać. To zjawisko normalne. Bóle mięśniowe-"zakwasy" wynikają z tego, że w trakcie aktywności fizycznej włókna mięśniowe  zostają uszkodzone po to aby móc przystosowywać się do nowych ruchów, nowych obciążeń oraz  aby zapewnić organizmowi normalne funkcjonowanie w nowych, nieznanych dotąd warunkach. Powstałe mikrourazy są źródłem bólu mięśni, który odczuwany jest już na następny dzień i który ogranicza możliwości fizyczne. W ten sposób również następuje zmiana obwodów mięśni. Powysiłkowe bóle mięśniowe  są zjawiskiem normalnym i wielokrotnie przyjdzie się z nim zmagać sportowym nowicjuszom i nie tylko.

Z kontuzjami nie miałam problemów wiele lat. Jedyne kłopoty wynikały z czysto mechanicznych przypadków typu stłuczony palec na ulicy lub wytarta maź w kolanie w wyniku upadku.Fitness nigdy nie nabawił mnie poważniejszego problemu ze zdrowiem i nie bez kozery mówi się,że jest to forma  aktywności jedna z najbezpieczniejszych. Całe lata żyłam w przekonaniu,że kontuzje mnie nie dotyczą. Tyrałam po kilkanaście godzin zajęć tygodniowo i jedyne objawy buntu ze strony mojego organizmu to było przemęczenie.

W zasadzie całe lata prawdziwego sportowego  bólu nie znałam. Pierwszy raz ambitną  walkę z bólem przyszło mi stoczyć na pierwszym maratonie. I nie dziwne bo wystartowałam bez przygotowania. Biegałam zaledwie od  kilku  miesięcy 1-2 razy w tygodniu .Mój miesięczny kilometraż liczył ok. 50 km!!!! Tak -nie zjadłam cyferki:)  A ja radośnie zapisałam się na maraton ! Czy dałam radę? Dałam. Wydolność miałam zrobioną z racji wykonywanego  zawodu,ale ciało? Od 15 km koszmarny ból wszystkich mięśni,ścięgien,kości, chrząstek, każdy milimetr paznokcia u nóg, każdy cm  ciała krzyczał z bólu. Wytrzymałam. Ale kiedy wyschły łzy wzruszenia na mecie pomyślałam:nigdy więcej. Jestem maratończykiem , mam TO na koncie i za kolejny raz już dziękuję. Dychy , połówki owszem ,ale nie TO!!! Życie jednak płata figle. Od tej pory przebiegłam jeszcze dwa maratony, polubiłam  ten dystans i przygotowuję się do kolejnego z nich.


Na długim dystansie takim jak maraton ( o ultra nie wspominając)  ból jest po prostu wpisany w pakiet.Zwłaszcza kiedy nasz organizm nie jest odpowiednio przygotowany do takiego wysiłku. Uczucie bólu będziemy odczuwać również  biegnąć swoją pierwszą połówkę. Na krótszych dystansach również często  przyjdzie nam się zmagać z bólem,ale nieco innym np.biegnąc" w trupa"  dychę lub 5 km. Są to najczęściej: palenie w płucach, omdlewające nogi,kolka. Wszystko to jest ból ale jego rodzaj jest typowym skutkiem ubocznym biegania  w szybkim tempie. Inaczej mówiąc  jest to WYCHODZENIE POZA SWOJA STREFĘ KOMFORTU.  Taki rodzaj bólu jest bólem przemijającym i stanowi często   nieodłączny element zawodów. Taki rodzaj bólu jest czymś normalnym. Walka z takim bólem i pokonywanie go daje nam poczucie zwycięstwa nad samym sobą. Uskrzydla,napawa dumą i szczęściem i przynosi satysfakcję.

Są jednak sytuacje kiedy bagatelizowanie bólu bądź uporczywe jego ignorowanie pomimo nasilania się jego objawów niesie za sobą więcej szkody niż pożytku i z bohaterstwem ma niewiele wspólnego.
W ub. roku na biegu z przeszkodami nabawiłam się kontuzji. Pomimo,że ból był dotkliwy i utrudniał mi bieg ambitnie walczyłam o trzecie miejsce . Efekt był taki,że kolejny miesiąc pozbawiona byłam aktywności jakiejkolwiek ,a na mecie i tak byłam czwarta. Warto było? Nie sądzę. Nie dosyć na tym krótko po powrocie znowu pojawiły się dolegliwości bólowe szczególnie podczas biegania i zajęć na stepie. Niepokoiło mnie to, ale biegałam. Wszyscy mówili,że to normalne po kontuzji, ,że to" zakwasy" i ,że przejdzie. Niestety ten ból zakwasów nie przypominał. No ,ale zaciskałam zęby bite 3 tygodnie. Łykałam garściami tabletki przeciwbólowe i liczyłam na cud. W końcu przestałam swobodnie chodzić. Warto było? Pytam drugi raz. Nie sądzę. Gdybym nie bagatelizowała drobnych na początku,ale jednak mocno  dyskomfortowych objawów być może nie doszło by do tak poważnego urazu. Podjęte odpowiednio wcześnie leczenie, właściwa diagnoza ( czasem warto skonsultować się z więcej niż jednym specjalistą)  prawdopodobnie postawiło by mnie na nogi znacznie szybciej.



Skąd wiedzieć z jakim bólem można trenować, jaki ból da się rozbiegać i jaki ból po prostu sam minie ,bo i tak się zdarza. Czasem możemy np odczuwać bóle piszczeli lub ból kolana po bieganiu w crossowym terenie. Te dolegliwości zazwyczaj mijają same,ale jeżeli nasilają się to na początek  poleciłabym delikatną przerwę i obserwowanie organizmu. Być może takiego kilometrażu w terenie jest dla nas chwilowo za dużo . Wysiłek trzeba zwiększać stopniowo.  Czasem pojawiają się bóle w wyniku nieprawidłowej techniki wykonywanych ćwiczeń. Przykładowo: bóle achillesów w wyniku nie pilnowania prawidłowej pozycji stopy podczas zajęć na stepie, bóle odcinka lędźwiowego spowodowane nieprawidłowo  wykonywanymi" brzuszkami", nie dokręcanie obciążenia w rowerze podczas zajęć indoor cycling skutkuje z kolei bólem kolan. Najczęściej poprawa techniki sprawia,że dolegliwości ustępują.Duże znaczenie ma również obuwie w jakim trenujemy. Buty do fitnessu nie będą się nadawały do biegania ze względu na brak odpowiedniej amortyzacji, popularne Air Maxy przeznaczone do chodzenia po ulicy nie sprawdzą się na sali fitness, a zbyt cienka podeszwa obuwia na zajęciach cyclingu spowoduje potworny ból śródstopia. Mam świadomość ,że specjalistyczne obuwie SPD jest drogie i wcale nie zamierzam nikogo namawiać do kupna,natomiast musimy zwrócić uwagę na grubość podeszwy. Nieprawidłowo dobrane obuwie do rodzaju zajęć i formy aktywności często może powodować dolegliwości bólowe.



Osoby zaczynające swoją przygodę z bieganiem często od razu z marszu narzucają sobie taki kilometraż i stawiają takie cele,że nie jest realne aby obyło się bez kontuzji. To samo można zaobserwować w fitness klubach kiedy niejednokrotnie widziałam kuśtykającą ze spuchniętym kolanem osobę,która mimo to przyszła na zajęcia i czuła rozpierającą dumę, że dała radę pokonać ból.Moim zdaniem   pokonywać można ból powstały w wyniku wysiłku mięśniowego kiedy po prostu jest on odczuwalny przy np. kolejnym przysiadzie lub wykroku z obciążeniami. Nie ma efektów bez bólu. Taka prawda. Walczyć można z  kolką pokonywać można dyskomfort, słabość, bądź zadyszkę czyli toczyć walkę z uczuciem opuszczenia swojej strefy komfortu. Natomiast kuśtykanie na trening z ewidentnym urazem lub stawanie na linii startu o bohaterstwie nie świadczy. Drobne dolegliwości zdarzają się często i często odpuszczają same. Musimy nauczyć się odróżniać niewielki dyskomfort (ale być czujnym) od bólu,który naprawdę jest mocno niepokojący i uniemożliwia nam normalny ruch w pełnym jego zakresie.

Wiele zawodów uwierzcie przeszło mi koło nosa w sezonie zimowym,łącznie z Półmaratonem Warszawskim na który tak się cieszyłam. Mogłam go w myśl zasady zaciskania zębów  przekuleć. Na tyle dobrze już  z moim zdrowiem było . Marszo-biegiem z przerwami pewnie w limicie czasowym  bym się zmieściła. Tylko po co? Co to za przyjemność? Wolałam odpuścić ten bieg i za 1,5 miesiąca przebiec  wymarzony maraton w  Krakowie.  Czasem warto z czegoś zrezygnować i cieszyć się sportem bez bólu lub z bólem ale takim  ,który jest motywujący i bezpieczny niż nie odpuścić , biec z zaciśniętymi zębami  i potem całe tygodnie wracać do zdrowia. Oczywiście to moje zdanie. Może jeszcze rok temu myślałabym inaczej,ale teraz wolę  na zimne dmuchać. Zresztą na jednym ze startów był moment,że brałam pod uwagę ukończenie zawodów marszem ,ale na szczęście ból szybko ustąpił.

Na zakończenie zdrowia, zdrowia i zdrowia!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PODSUMOWANIE ROKU 2019

Rok 2019 już przeszedł do historii. Rok bez wątpienia barwny i ciekawy nie tylko biegowo. Co doceniam w nim najbardziej? Tu się może  zdziwicie , ale wcale nie są to życiówki  tylko fakt ,że cały rok mogłam cieszyć się nienagannym zdrowiem ,a umówmy się ,że to  właśnie ono jest najważniejsze dla każdego, a dla osoby aktywnej fizycznie to już w szczególności. Po feralnym 2018 roku ,w którym zaliczyłam kontuzję pachwiny, problemy z kręgosłupem szyjnym, przetrenowanie i drastyczny spadek formy w ciągu zalewie dwóch miesięcy rok 2019 wynagrodził zdrowiem, energią i radością z biegania. Styczeń i luty to w zasadzie tylko treningi. Nie ukrywam ,że z tyłu głowy miałam gdzieś lęk czy przypadkiem znowu na wiosnę nie przyplącze się do mnie jakiś zdrowotny kłopot ,ale w miarę upływu czasu , krok po kroku udało mi się przestać schizować i przesadnie analizować swój układ ruchu. Biegałam dużo, było coraz lepiej, ale miałam świadomość ,że do powrotu do życiowej formy jeszcze d...

ŻYCIE I PASJA W CZASACH PANDEMII

Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek dożyję czegoś takiego. Pandemia podobnie jak wojna  zawsze były dla mnie zjawiskami  totalnie abstrakcyjnymi ,co najwyżej  dobrym tematem na książkę lub scenariusz filmowy.   Sytuacja w jakiej   znaleźliśmy się w marcu tego roku dla znakomitej większości z nas jest  bardzo trudna. Obecnie powoli wracamy do rzeczywistości, ale do stuprocentowej normalności jeszcze droga daleka. Nie będę ukrywać, że to co przytrafiło się nam wszystkim w pewnym momencie totalnie mnie przerosło. Na początku była to jedynie wściekłość i   irytacja spowodowana odwołanymi zawodami. Nie miałam jeszcze  wtedy świadomości ,że brak możliwości sprawdzenia miesiącami wykuwanej formy to za chwilę będzie najmniejszy problem. Byłam przekonana .że w ciągu miesiąca wszystko wróci do normy, ale chyba zwyczajnie nie dopuszczałam do świadomości faktu ,że koronawirus zamierza zagościć u nas na dłużej. Trochę za...

OKRESOWY SPADEK MOTYWACJI- ZJAWISKO PRZEJŚCIOWE

Z pasją bywa podobnie jak z innymi aspektami naszego życia i samym życiem. To jest jak sinusoida. Wzloty i upadki. Uczucie euforii przeplatane ze stanami depresyjnymi. Nie ma ludzi  u których występuje linia prosta, nie ma ludzi , którzy tej sinusoidy nie doświadczają, nie ma ludzi szczęśliwych każdego dnia. Dążymy do spokoju i stabilizacji, walczymy o szczęście,ale nie mamy do końca na to wpływu choć bardzo byśmy tego chcieli. Do czego zmierzam. Co zrobić kiedy następuje regres pasji? Spada motywacja i brak chęci po prostu staje się problemem i to nie dzień lub dwa ,ale znacznie dłużej? I nie pomagają motywacyjne teksty i plany ,a nawet wizualizacja naszych marzeń . Zaczynamy się zastanawia czy przypadkiem nie nastąpiło wypalenie tematu. Po Maratonie Poznańskim kiedy osiągnęłam cel roku i który był najcudowniejszym moim startem sezonu siłą rozpędu i prawem superkompensacji poprawiłam jeszcze rekord życiowy na 10 km. Tym samym zamknęłam tabelkę odhaczając życiówki na wszyst...