Przejdź do głównej zawartości

ODZYSKAĆ MARZENIA-PODSUMOWANIE 2017 ROKU



Dawno mnie tu nie było a tu kolejny biegowy rok dobiega końca wiec warto by zrobić małe podsumowanie:)  Bloga w tym roku praktycznie olałam raz: z braku czasu ,a dwa chyba za bardzo zaczęłam się przejmować prześmiewczymi opiniami co poniektórych na swój temat . Mam świadomość,ze każdy  kto w jakikolwiek sposób wystawia się na widok publiczny musi liczyć się z takimi konsekwencjami i wcześniej nieszczególnie się tym przejmowałam, natomiast w tym roku mocno mnie to zblokowało. Mimo wszystko  bloga nie zamknęłam  choć  miałam ochotę zrobić to kilka razy przynajmniej :)

Wróćmy do biegania :)
Ostatni wpis był relacją z Orlen Warsaw Marathon, który ukończyłam po kilkutygodniowej przerwie wymuszonej kontuzją. Ten maraton w zasadzie uratował mnie przed porzuceniem pasji biegania raz na zawsze. Zniechęcona kolejną przerwa, bólem i spadkiem formy moja samoocena znowu sięgnęła dna. Inne czynniki  niestety też temu nie sprzyjały. Po prostu nienajlepszy okres .Bywa i tak...

Maj upłynął pod kątem powolnego powrotu do treningów. Zawody prawie wszystkie odpuściłam. Wstydziłam się że nie jestem w formie i o nic nie moge powalczyć ,a biec żeby zaliczyć i dostać medal to nie moja bajka.
Wtedy podjęłam decyzję,że dam sobie jeszcze jedną szanse  na poprawę wyników do jesieni .Wóz albo przewóz. Jeśli nie będę w stanie jeszcze czegoś z siebie wykrzesać to zwyczajnie odpuszczam . Postawiłam tym razem na współpracę z trenerem. Mój wybór padł na Mariusza Kotelnickiego znanego łódzkiego trenera . Ruszyliśmy od końca maja po łódzkim Rossmanie, który był testem czy cokolwiek jeszcze ze mnie zostało sensownego . To był najbardziej stresujący bieg w całym roku.Nie byłam pewna czy uda mi się zmieścić w 45 minutach. Udało się, więc nieco podbudowana ruszyłam ochoczo z treningami :

Czerwiec ,lipiec , sierpień to okres ciężkiej tyrki, ale dawałam radę. Zawzięłam się i nie odpuszczałam .  Tygodnie wypełnione pracą i treningami mijały szybko.

 Docelowym startem  sezonu miał być 39 PZU Maraton Warszawski. Nieśmiało marzyłam o złamaniu 3h i 20 minut. Treningi szły dobrze,współpraca z Mariuszem układała się znakomicie, pojawiły się małe sukcesy biegowe jak choćby wygrana w Półmaratonie Aleksandrowskim czy  złamanie 43 min na dychę lub miejsca na podium w kategorii wiekowej.Ewidentnie widziałam,że następuje progres i powoli wiara w siebie zaczęła mi wracać. Tydzień przed maratonem nowy PB  na 5 km : 20:20 w Kleszczowie dał kolejnego wiatru w żagle i  ruszyłam do Warszawy w miarę spokojna.Dwa dni spędziłam na expo i 24 września o godzinie 9.00 stanęłam w blokach startowych  39 PZU Maratonu Warszawskiego w towarzystwie Pitera i z grupą balonika na 3:20. Tym razem postanowiłam zaufać pacemakerowi i szczerze był to bardzo dobry pomysł :)

Co do biegu to niewiele pamiętam z trasy, biegło mi się dobrze, oddech spokojny, kilometry mijały błyskawicznie, a jedyne co mnie interesowało to chorągiewka pacemakera i punkty żywieniowe. Tempo jak w zegarku. Piter towarzyszył mi do 20 km . 4 km przed meta przechwycili  mnie na rowerach Kasia z Boguszem i dali  tyle motywacji,że jeszcze  podkręciłam  tempo. Na metę wpadłam z czasem 3:19:30 i sama nie wierzyłam ze to zrobiłam. Radości  nawet nie muszę opisywać :) Euforia, łzy, wzruszenie...Po prostu maraton :) Mój ukochany dystans :)

Tydzień później padł kolejny rekord życiowy na dychę 42:10 na Biegnij Warszawo .

 Po tym biegu wciąż byłam w treningu ale czułam że już mocno potrzebuję odpoczynku. Plan był wyśrubować jeszcze wynik na dychę na Biegu Niepodległości, ale 3 tygodnie wcześniej na Półmaratonie Szakala nabawiłam się kontuzji i musiałam udać się na przymusowe  roztrenowanie co było mi nawet na rękę.Kontuzją nie przejmowałam się w ogóle, przeszła sama po dwóch tygodniach, a przyznam się że po cichu nawet byłam zadowolona że z czystym sumieniem mogę odpocząć od biegania.Tym bardziej ,że Szakal kompletnie mi nie poszedł i czułam,że chwilowo mam dość. Sezon zakończyłam zającując synowi w jego pierwszej dyszce i nie ukrywam,że była to najprzyjemniejsza dyszka w sezonie )

Biegowa Jesień spełniła moje oczekiwanie. Bieganie ponownie pomogło mi odzyskać wiarę w siebie, pojawiły się kolejne marzenia :) Pasja przyniosła spełnienie.Warto było dać sobie jeszcze jedną szansę. I pomyśleć że tak niewiele brakowało żebym się poddała. A czy to przypadkiem nie ja często w swoich starszych wpisach nie mówiłam o tym że nigdy nie należy rezygnować nawet jeżeli po raz kolejny trzeba zaczynać od początku? No i po raz kolejny zaczynałam ...i udało się ! BTW mam nadzieję że jednak kolejny rok  będzie da mnie łaskawszy niż ten i poprzedni i nie będę musiała pól roku tracić na wychodzenie z biegowo-zdrowotnego  doła :)

Nie chce rozpisywać się o planach, mam nadzieje że zdrowie dopisze i motywacji nie zabraknie. Nie zawsze jest łatwo godzić prace na 8 h z zajęciami w fitnesie i jeszcze upychać treningi, ale mam nadzieje,ze dam rade zrealizować kolejne cele. Mieć cel- to znaczy żyć !

Na koniec chciałabym podziękować przede wszystkim Mariuszowi za przygotowanie,  synowi i przyjaciołom za wsparcie i ciepłe słowa i wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki :)

Szczęśliwego Nowego Roku!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PODSUMOWANIE ROKU 2019

Rok 2019 już przeszedł do historii. Rok bez wątpienia barwny i ciekawy nie tylko biegowo. Co doceniam w nim najbardziej? Tu się może  zdziwicie , ale wcale nie są to życiówki  tylko fakt ,że cały rok mogłam cieszyć się nienagannym zdrowiem ,a umówmy się ,że to  właśnie ono jest najważniejsze dla każdego, a dla osoby aktywnej fizycznie to już w szczególności. Po feralnym 2018 roku ,w którym zaliczyłam kontuzję pachwiny, problemy z kręgosłupem szyjnym, przetrenowanie i drastyczny spadek formy w ciągu zalewie dwóch miesięcy rok 2019 wynagrodził zdrowiem, energią i radością z biegania. Styczeń i luty to w zasadzie tylko treningi. Nie ukrywam ,że z tyłu głowy miałam gdzieś lęk czy przypadkiem znowu na wiosnę nie przyplącze się do mnie jakiś zdrowotny kłopot ,ale w miarę upływu czasu , krok po kroku udało mi się przestać schizować i przesadnie analizować swój układ ruchu. Biegałam dużo, było coraz lepiej, ale miałam świadomość ,że do powrotu do życiowej formy jeszcze d...

ŻYCIE I PASJA W CZASACH PANDEMII

Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek dożyję czegoś takiego. Pandemia podobnie jak wojna  zawsze były dla mnie zjawiskami  totalnie abstrakcyjnymi ,co najwyżej  dobrym tematem na książkę lub scenariusz filmowy.   Sytuacja w jakiej   znaleźliśmy się w marcu tego roku dla znakomitej większości z nas jest  bardzo trudna. Obecnie powoli wracamy do rzeczywistości, ale do stuprocentowej normalności jeszcze droga daleka. Nie będę ukrywać, że to co przytrafiło się nam wszystkim w pewnym momencie totalnie mnie przerosło. Na początku była to jedynie wściekłość i   irytacja spowodowana odwołanymi zawodami. Nie miałam jeszcze  wtedy świadomości ,że brak możliwości sprawdzenia miesiącami wykuwanej formy to za chwilę będzie najmniejszy problem. Byłam przekonana .że w ciągu miesiąca wszystko wróci do normy, ale chyba zwyczajnie nie dopuszczałam do świadomości faktu ,że koronawirus zamierza zagościć u nas na dłużej. Trochę za...

OKRESOWY SPADEK MOTYWACJI- ZJAWISKO PRZEJŚCIOWE

Z pasją bywa podobnie jak z innymi aspektami naszego życia i samym życiem. To jest jak sinusoida. Wzloty i upadki. Uczucie euforii przeplatane ze stanami depresyjnymi. Nie ma ludzi  u których występuje linia prosta, nie ma ludzi , którzy tej sinusoidy nie doświadczają, nie ma ludzi szczęśliwych każdego dnia. Dążymy do spokoju i stabilizacji, walczymy o szczęście,ale nie mamy do końca na to wpływu choć bardzo byśmy tego chcieli. Do czego zmierzam. Co zrobić kiedy następuje regres pasji? Spada motywacja i brak chęci po prostu staje się problemem i to nie dzień lub dwa ,ale znacznie dłużej? I nie pomagają motywacyjne teksty i plany ,a nawet wizualizacja naszych marzeń . Zaczynamy się zastanawia czy przypadkiem nie nastąpiło wypalenie tematu. Po Maratonie Poznańskim kiedy osiągnęłam cel roku i który był najcudowniejszym moim startem sezonu siłą rozpędu i prawem superkompensacji poprawiłam jeszcze rekord życiowy na 10 km. Tym samym zamknęłam tabelkę odhaczając życiówki na wszyst...